Ostatni miesiąc był okropny. Cieszę się, że już się skończył, bo już powoli miałam dość. Nerwy ( z rodzinką najlepiej na zdjęciu ) odbiły się trochę na moim samopoczuciu, więc nawet nie miałam siły i ochoty, aby wchodzić na bloga. Mało się to wszystko nie skończyło pobytem w szpitalu, ale na szczęście wszystko się unormowało i wszystko zmierza ku lepszemu. Małż okazał się niezastąpiony w chwilach stresu, płaczu itp. Ale dziś nie o tym. Chociaż po części też się po części przyczynił ten wstęp do tematu dzisiejszego postu. Jako, że zbliża się wiosna, a ja od dawna nie kupiłam sobie nic z kosmetyków ( wszystko obracało się wokół wyprawki dla LJ ) to małż postanowił, że nowe pomadki to jest to co polepszy mi humor. Przy okazji wizyty w galerii jakieś dwa tygodnie temu moje stópki zaprowadziły mnie też do Rossmanna. Z niego wyszłam z nowymi nabytkami w postaci dwóch pomadek Maybelline Color Sensational.
Maybelline 175 Pink Punch i 902 Fuchsia Flash
Nie wiem czemu, ale akurat wybraliśmy obie w odcieniach różu ( lubię takie ostre kolorki ).
Udało mi się też zdobyć rozświetlacz o którym już jakiś czas myślałam bardzo intensywnie. Trafiłam na wyprzedaż u Sylwii i udało mi się zakupić The Balm Mary-Lou Manizer o połowę taniej.
Później był dzień kobiet i małż obudził mnie rano bukietem pięknych herbacianych róż ( które nie załapały się do zdjęcia). Prezent miałam wybrać sobie sama, więc zdecydowałam się na pomadkę Dior Nude o nr 263 Swan.
Potrzebowałam pomadki do makijaży typu "no make up". Ta spodobała mi się najbardziej ze wszystkich które oglądałam. Delikatna a zarazem mająca w sobie coś intrygującego. Może niedługo zrobię makijaż z tą pomadką.
Dziś słoneczko obudziło mnie z samego rana, rewolucja w szafie z butami i wymyśliłam, że chętnie kupiłabym jakieś nowe buty. Jak to na mnie przystało nie mogłam kupić płaskich. Odwiedziliśmy z małżem Centro, gdzie znalazłam bardzo fajne czółenka w cenie 19,90 zł. Aż głupio było nie brać, zwłaszcza, że są mega wygodne, nawet jak na ten okres ciąży. Już zmierzałam do kasy, gdy mój wzrok powędrował na inną półkę i z pytaniem " a tamte to jakie są" wysłałam małża na zwiady. Przyniósł szaro granatowe czółenka, które bardzo mi się spodobały, a gdy je zmierzyłam to już wcale nie chciałam ich zostawić. Kosztowały 99, 90 zł, ale tak naprawdę w przeliczeniu na parę wyszło 60 zł z groszami. Małż chyba nie mógł patrzeć na moje wielkie oczy a'la kot ze Shreka i postanowił, że weźmiemy obie. Przy kasie tylko z uśmiechem na ustach zapytał " I gdzie ty to wszystko będziesz trzymać?" . Miejsce się znajdzie, nie ma problemu :)A butki, które dziś upolowałam wyglądają tak
Koniec zakupów na chwilę obecną. Tzn jeszcze nie tak do końca, ponieważ czekam na jeszcze jedne butki, które niebawem powinny się u mnie pojawić. To za sprawą małża. Tak, to wszystko jego wina.
Pozdrawiam
Fajne pomadki.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mnie też się podobają :)
Usuńte zielone pantofle wyglądają cudnie!
OdpowiedzUsuńI są mega wygodne. Choć te drugie w niczym im nie ustępują. Te zielone są wyższe odrobinę.
UsuńGranatowo-szare butki są extra! :)
OdpowiedzUsuńByły jeszcze na pewno całe czarne i chyba jeszcze jedne, ale nie pamiętam.
UsuńKochana same wspaniałości! :) Nie stresuj się tylko :*
OdpowiedzUsuńStaram się nie stresować, ale czasem kiepsko mi to wychodzi.
UsuńŚwietne zakupy
OdpowiedzUsuńostatnie buciki boskie
_____________
Pozdrawiam
MARCELKA FASHION and LIFESTYLE BLOG
♡♥♡♥
Też bardzo mi się podobają. Dzięki :)
Usuńpomadka Dior bardzo ładnie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuń