wtorek, 4 października 2016

Trochę prywaty


Dużo się dzieje ostatnio. Leoś daje do wiwatu. Jakby go ktoś nakręcił. Nad aktywne dziecko Wszędzie wejdzie, wszystko musi zobaczyć, dotknąć. To moje zwariowane dziecko zasypia najwcześniej o 23. Na dodatek wyeliminował sobie całkowicie drzemki w ciągu dnia i nie sypia wcale. Ani pięciominutowej drzemki. Nie wiem po kim on to ma. Ja jestem straszny śpioch. P też jak by tylko miał możliwość to by zrobił sobie drzemkę w ciągu dnia. A Leoś nie. Nie, bo nie, nie, bo nie jest zmęczony. A ja czasem padam na nos. 

Na dodatek ostatnio myślałam, że go rozszarpię. Wszystko zaczęło się od tego, że w sobotę P pozwolił mi dłużej pospać i sam rano zajął się Leosiem. Tak więc pospałam sobie i zapowiadał się piękny dzień, aż do momentu gdy zauważyłam, że nie ma aparatu. P oczywiście skwitował, że gdzieś położyłam i mam nie panikować, a ja na 100% pamiętam, że w okolicach 2 nad ranem w sobotę kładłam aparat koło laptopa. Zgrywałam jeszcze zdjęcia. Tak więc sobotę spędziłam na poszukiwaniach i odgruzowywaniu wszelkich kątów. A aparatu jak nie było tak nie ma. Pod koniec dnia P sobie przypomniał, że rano wynosił jeszcze kosz ze śmieciami. Tak więc chyba zagadka się rozwiązała. Leoś ma ostatnio fazę sprzątania i jak coś znajdzie to wrzuca do kosza. Zaczęło się od tego, że przynosił soczek w kartoniku, a później ten pusty kartonik sam musiał wyrzucić. Nie daj Boże mu nie pozwolić. Pisk, płacz, furia. Tak więc skoro chce, niech wyrzuca. Przynajmniej chodzić do kosza nie trzeba. I zakładam, że pewnie było tak, że pooglądał, znudziło mu się, albo nie umiał włączyć i uznał, że zepsute, tzn kosz. I pewnie wrzucił, P nie sprawdził i tak się pozbyłam aparatu. Na zmianę wpadałam w furię, to znowu płakałam z bezsilności. P obiecał kopić mi aparat. Ten co miałam już jest wycofany ze sprzedaży. I teraz problem, bo chcę, żeby robił dobre zdjęcia, łapał szybko ostrość, a jednocześnie był niewielki i mieszczący się do damskiej torebki. Tzn do mojej nawet lustrzanka się zmieści, ale gdzie wtedy trzymać inne rzeczy. A rzeczy mam na prawdę sporo. Mam na razie dwóch konkurentów i się ciężko zastanawiam który wybrać. A jeszcze P marudzi, że ten drogi, ten niefajny, ten ma beznadziejne "bebechy". To tak jak z moim laptopem. Od 5 lat jesteśmy zdecydowani na zakup, ale wiecznie coś P nie odpowiada. On najchętniej wybrałby duży, ciężki i absolutnie koszmarny wyglądem, a ja kieruje się przede wszystkim tym, że ma być nie za duży, ale ma nie mulić jak Warszawa w godzinach szczytu. I tak od 5 lat P kupuje mi laptopa. Na razie korzystam ze starego Dell'a i szlak mnie czasem trafia. Bo on w żadnym wypadku mobilny nie jest. 

Ale żeby ten post nie był całkiem pesymistyczny pochwalę się moim małym kącikiem szyciowym. Wyprowadziłam Leosiowe rzeczy do Leosiowego pokoju, a przytaszczyłam sobie biurko i pufkę. Mam swój własny malutki kącik szyciowy. I nie muszę teraz co chwilę składać i rozkładać maszyny. Mam święty spokój. Jednym słowem, moje i wara od tego. Nawet palcem nie tknąć, bo przy 4 literach ukręcę. Na razie jest to tylko takie prowizoryczne, będzie jeszcze lampka i chcę tablice korkową powiesić na ważne sprawy. Ale jest mój malutki azyl :)




Pozdrawiam



poniedziałek, 26 września 2016

Targi Beauty Forum & Spa w Warszawie



Ostatnio często bywam poza miejscem zamieszkania. Nosi mnie. I tak właśnie wczoraj wyniosło mnie do Warszawy. Mąż był tak dobry, że nawet mnie zawiózł. Autostrada jeszcze ok, ale poruszanie się po Warszawie to nie moja bajka. Na Targi jednak dojechaliśmy. Tłumy niesamowite, ścisk wielki, ale dałam radę. I jak zwykle poszalałam na koniec miesiąca. Całe szczęście, że zabrałam ze sobą męża, bo by było krucho z portfelem :) Wynudził się jak rolmops, ale dzielnie pomagał w staniu w kolejkach :)

Pierwszym stanowiskiem, które odwiedziłam było Indigo. Miała kupić 3 lakiery hybrydowe, nawet miałam ze sobą listę. Niestety, poległam. Najpierw załatwiłam zakupy z kartki, a później jeszcze zdecydowałam się na trochę innych kolorów. I tak skończyłam zakupy z 9 lakierami hybrydowymi, dwoma kremami do rąk i balsamem do ciała. Na zdjęciu zabrakło jeszcze pyłku Holo w kolorze Tiffany. 


Balsam to Richness Body Lotion Arome 99, kremy do rąk o zapachu Orient. Co do lakierów to od góry od lewej:  
( 5 ml ) Jupiter, Glam Rock, Aurora, 
( 10 ml ) Spring Break, Shanghai, Istambul, 
( 5 ml ) J'adore, Storm, Elegance.

Natępnie pokopytkowałam do NeoNail gdzie miałam kupić bazę do lakierów hybrydowych i niestety nie było. Ale zdecydowałam się na 3 kolory: 2 z serii Patrycji Kazadi ( Naked Truth i Tiger Lily ) oraz jeden z normalnej kolekcji w odcieniu Rosy Brown.



Przy stoisku odbywał się teżź konkurs z nagrodami od NeoNail. Trzeba było tylko odpowiedzieć na jedno proste pytanie. I wygrałam. Zobaczcie jaka fajna nagroda


Jest to materiałowa torba z bardzo ciekawym napisem :) A w środku tej torby było to


Smycz do kluczy, długopis, 4 przypinki z tym samym napisem co na torbie i najważniejsza rzecz: mała lampa LED. 



Cudeńko na prawdę jest niewielkie, podłączana na USB. Nie będzie zabierać miejsca na wyjazdach :D

Bardziej nie szalałam. Mój portfel i tak sporo schudł. Inglot miał fajną promocję - 20% na kosmetyki, -10% na artykuły typu torby, pędzelki itd. W Maestro była bodajże promocja na pędzelki do oczu za 10 zł. 

A jak Wam minął weekend??



poniedziałek, 15 sierpnia 2016

To co zakupoholicy kochają najbardziej



Zakupy, która z nas nie ma z tego przyjemności. A jeżeli jeszcze kupuje się to co bardzo się chce to już w ogóle. Ja jestem zakupoholiczką. Nie ukrywam tego. Owszem staram się ograniczyć zakupoholizm do minimum, ale czasem jest jak jest. Jeszcze przed weselem pojechaliśmy na Śląsk. I jak się okazało całe szczęście, że wyciągnęłam P do sklepu na poszukiwania spodni od garnituru, bo stare gdzieś posiał, a w bojówkach na ślub nie pójdzie. Zwiedziliśmy całe mnóstwo sklepów i zawsze trafialiśmy na spodnie slim. Już nie wiem, czy tylko takie ostatnimi czasy spodnie produkują. Na długość dobre, na udach mocno w sam raz. A P ma jeszcze dość rozbudowane mięśnie od grania na organach. Lata szkoły muzycznej i ćwiczeń pozostawiły po sobie ślad. Tak więc wszystkie spodnie były dość opięte na udach i klops. P bronił się rękami i nogami przed wizytą w Silesii, ale jakoś udało mi się go wytargać. I trafiliśmy do sklepu "Bytom". Mój szósty zmysł mnie nie zawiódł i odpowiednie spodnie znaleźliśmy bez problemu. W zamian ja polazłam do Douglasa na "rzucenie oczkiem". Spotkałam tam Asię z bloga http://www.asiablog.pl/ Okazało się, że tam pracuje, a dodatkowo jest tam też MAC. I tak trafił do mnie podkład Pro Lonwear NC20 i pomadka Brave. Na te rzeczy już od dłuższego czasu miałam chętkę, ale zawsze brałam coś innego. Tym razem nie mogłam sobie odmówić. Przy kasie okazało się, że P płaci ( i wtedy plułam sobie w brodę, że nie wzięłam jeszcze połowy sklepu :) ). 

Po jakimś czasie już w okolicach początku sierpnia P szukał zamiennika dla Canona 1000D. Na poszukiwania wybrał się do Wrocławia, a dokładnie do Magnolii. Więc znowu tam gdzie MAC się znajduje. Tym razem to ja postanowiłam sobie zrobić prezent urodzinowy i zakupiłam róż w odcieniu Dainty, korektor Pro Lonwear NC20 i rozświetlacz Soft & Gentle. Ten rozświetlacz też mi chodził po głowie już bardzo długo. I moje małe zakupy MACzkowe wyglądały tak



A wczoraj wybrałam się do naszej ostrowskiej galerii w poszukiwaniu palety cieni w odcieniach matowych. Poszukiwałam Essential Mattes ale znalazłam tylko Essential Mattes 2. Nie było źle. Myślałam jeszcze nad Iconic 2 ale stałam w tym sklepie i błagalnym wzrokiem patrzyłam na P, aby mi doradził, która wybrać. I tak zamiast z jedną paletą wyszłam z czterema. 


Acid Brights, Essential Mattes 2
Mermaids Vs Unicorns, Essential Day To Night

Mój kuferek kosmetyczny jest na jakiś czas zaopatrzony. Tzn dopóki coś ciekawego nie wpadnie mi w oko. Teraz jeszcze czekam na dostawę do sklepu palet Morphe Brushes i już będę całkiem usatysfakcjonowana. 


Pozdrawiam



poniedziałek, 18 lipca 2016

Fryzjerskie perypetie



Dziś z trochę innym postem, ale jestem świeżo po weselu szwagra i muszę Wam coś opowiedzieć. Pewnie kilka osób wie, ale ostatni tydzień spędziłam w Białymstoku. Było bardzo przyjemnie, pozwiedzaliśmy trochę Mazury, a w sobotę bawiliśmy się na weselu Pawła i Kasi. Dziś już w domu, wyspana i choć odrobinę wypoczęta zasiadłam do napisania postu. Miał być całkiem na inny temat, ale.. Zapraszam do czytania

16 lica już od samego rana było nerwowo. Wiadomo, przygotowanie się do najważniejszego dnia przysparza odrobinę nerwów. Jeszcze ostatnie przygotowania czyli mycie auta itp. Ja miałam wszystko dopięte na ostatni guzik. Miałam się uczesać i pomalować i dodatkowo pomalować moją szwagierkę - Elę. Ela zdecydowała, że nie będzie dokładać mi roboty i co do uczesania to pójdzie do fryzjera.  Ja jadąc do Białegostoku wzięłam ze sobą jedynie szczotkę i lokówkę. Kilka gumek i wsuwek też się znalazło. Ślub nas godzinę 15, a tu po 12 telefon z płaczem w tle. Ela wróciła od fryzjera. Panika, że ona tak nie pójdzie. Trzeba było szybko wracać. To co zastałam na 6 piętrze wyglądało jak kupka nieszczęścia. Spłakana Ela i ogólny zamęt. Zresztą sami zobaczcie. Tak wyglądała Ela po oddaniu się w ręce profesjonalisty


Mój mąż powiedział, że wygląda to jak powróz. Poskręcane na maxa włosy, tona lakieru i około 20 wsuwek. Dodatkowo cena za to "dzieło" to 100 złotych. Szybka decyzja i pod prysznic myć włosy. Z tym tylko, że mamy około godziny ma fryzurę, makijaż i dojazd do domu Panny Młodej. 

Cóż, motorek w tyłek i zaczynamy. Do dyspozycji lokówka, gumeczki silikonowe, wsuwki i najzwyklejszy grzebień, który mega elektryzował włosy. Po godzinie Ela była gotowa. Niestety nie udało mi się uchwycić makijażu, ponieważ nie ja robiłam zdjęcie. Ale fryzurę widać doskonale. I ten uśmiech, który wynagrodził wszystko. Zdjęcie zrobione jakieś 5 godzin po uczesaniu, ale wszystko pięknie się trzymało, aż do godziny 6 rano dnia następnego.


Pozdrawiam




czwartek, 7 lipca 2016

Muszę się wyżalić



Moją dietę szlag trafił. Tzn dietę z pudełka. Staram się liczyć kalorię i sama przygotowywać posiłki. Jakoś idzie. 

Poza tym od jakiegoś czasu kłócę się z mężem, więc atmosfera w domu nie należy do najlepszych. A wszystko zaczęło się w sobotę, gdy powiedziałam, że dziś on zajmuje się młodym. Na co otrzymałam odpowiedz, że ja "chciałam dziecka, więc mam się nim zajmować". Ogólnie miałam dość. W sobotę zabrał młodego do rodziców, abym mogła odpocząć, w niedzielę przyjechał i wydawało się, że jest ok. Po czym wczoraj jak się dowiedział, że chciałabym chodzić na fitness, to się oburzył i powiedział, że" po co w ogóle chciałam Młodego". No nie mogę z tym człowiekiem. Siedzę z młodym cały dzień, o wszystkim muszę pamiętać, a wieczorem nie mogę wyjść na fitness, bo on z pracy wrócił i jest zmęczony. Ostatnio to wszystko mnie przerasta. Już nie wiem co mam robić. P wraca do domu około 20/21, żeby tylko nie za długo być w domu. Jak chcę gdzieś wyjść to jest tragedia. Nic do niego nie dociera. Non stop tylko powtarza, że on tez nie chodzi do pracy dla przyjemności. Już nie mam siły. Cały dzień spędzam z Młodym, karmię, przewijam, bawię się z nim, chodzę na spacery, usypiam, w nocy ja do niego wstaje. Czy ja naprawdę chcę zbyt wiele. Nie należy mi się nawet chwila bez dziecka. Słyszę tylko, "to nie ma zajęć fitness z dziećmi?" Jestem u progu załamania nerwowego. Nie radzę sobie i nawet nie mam z kim pogadać. Chciałam młodego wysłać na 3 godzinki, dwa razy w tygodniu do żłobka, żeby się bawił z innymi dziećmi, miał z nim kontakt. Ale " czy ja wiem ile to kosztuje". Czasem sama się zastanawiam czy naprawdę zbyt wiele chcę. Czy dobrze zrobiłam decydując się na dziecko. Wczoraj jak położyłam Leosia, to ubrałam się i wyszłam pobiegać. Uwolnić umysł, odstresować się. Skończyło się oczywiście na długim i szybkim spacerze, bo na bieganie, to oczywiście jest o wiele za wcześnie. Moja kondycja leży i kwiczy.  Oczywiście usłyszałam, czy za godzinę będę? Nie było mnie godzinę i oczywiście P w złym humorze, bo wyszłam i zostawiłam go samego. Dziś już raczej nie wyskoczę, bo P już zapowiedział, że wieczorem wychodzi. Zostaje mi zatem ćwiczenie w domu, na 50 cm wolnej podłogi. 

Ktoś dotrwał do końca? 

Pozdrawiam





piątek, 17 czerwca 2016

Dieta, dieta, dieta



Połowa czerwca za nami, a ja nadal trwam w silnym postanowieniu nie poddania się pokusom. Czasem jest ciężko, zwłaszcza w czasie kolacji gdy ja mam np jakąś mała porcję dania, a mąż wcina jakieś rarytasy. Nadal jestem na etapie przyzwyczajania się do wody. Nie znalazłam nadal takiej, która w pełni mi pasuje. Ale staram się pić więcej. Aby nie były to wielkie ilości na raz ( przeraża mnie ta butla wody 2l ) przelewam sobie wodę do butelki 330 ml i z takiej piję. Woda towarzyszy mi wszędzie. Jak gdzieś wychodzę to mam albo w koszyku pod wózkiem Młodego lub w torebce. Nie wychodzę głodna z domu i wtedy mniej kuszą różne rzeczy. Zaczęłam jeść śniadania, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. Kiedyś myśl o zjedzeniu czegokolwiek rano przyprawiała mnie o mdłości, a próba zjedzenia choćby kromki chleba kończyła się odczuciem puchnięcia jedzenia w buzi. Okropne uczucie. Jem co 3 godziny ( jak niemowlę ) ostatni posiłek o 21, bo spać się kładę dopiero po 1 lub 2 w nocy. Śniadanko o 9 na spokojnie. Największą katorgą było odstawienie słodyczy wszelakich. A te wszystkie cukierki, batoniki, tabliczki czekolady tak się do mnie uśmiechają. Co do ćwiczeń to czasu za bardzo nie mam aby gdzieś wyskoczyć, a w domu z Leosiem to można co najwyżej głowę rozwalić. Trzeba go mieć non stop na oku, bo wszędzie wlezie. Ma 14 miesięcy, a parapety i szafki już nie stanowią problemu do wspinania. Nie ma szans na wieczorny fitness, bo mąż wraca do domu w okolicach 20, wcześniej jak wróci to święto narodowe.  Ciężko bywa, ale nie ma co narzekać. Zawsze mogło być gorzej. Trzeba się w sobie spiąć i nie patrzeć wstecz :) Jedynie spacery ratują mi jeszcze skórę. 

Pokaże Wam ostanie moje posiłki. Co do przepisów, to nie są moje, także ich nie udostępnię. Ale sami zobaczcie jakie pyszności :)


Burger z fasoli z musztardą z mango z cebulką, sałatą i pomidorem



Grilowany kurczak z mixem ryżu i fasolka szparagowa z odrobiną czarnego sezamu



Łódeczki makaronowe z sałatka caprese



Posiłki są dobrze zbilansowane, dietetyczna i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo smaczne. Między posiłkami nie podjadam, wody piję ile chcę. Podwieczorki czy II śniadania również są smakowite. Znajdziemy w nich również słodkie rzeczy jak musy pomarańczowe, sałatki owocowe, kisiele itp. 

Dziś juz piątek, pąteczek, piątunio, więc życzę Wam miłego weekendu :)





wtorek, 31 maja 2016

Najtrudniejsze są początki



Dziś ostatni dzień maja. I chyba wreszcie do mnie dotarło co z siebie zrobiłam. Lata zaniedbań, brak ćwiczeń, aktywności przyczyniły się do nadprogramowych kilogramów. Wiem, że sama sie do tego przyczyniłam przede wszystkim tym, że któregoś dnia po prostu przestałam jeść. Jadłam jeden posiłek dziennie i to nie dlatego, żeby schudnąć, tylko dlatego, że nie miałam odczucia głodu. Potrafiłam nic nie zjeść przez cały dzień. Dodatkowo napoje gazowane nie ułatwiały mi sprawy. Żyłam w swoistym zawieszeniu, nie zwracając uwagi na nic. Ale chyba się ocknęłam. Od wczoraj tak naprawdę uczę się jeść 5 posiłków dziennie. Odstawiłam słodycze i gazowane napoje. Uczę się pić wodę i choć ciężka to sprawa udaje mi się. Nie przechodzę na dietę, bo tak tego nazwać nie można. Staram się jeść co 2 - 3 godziny, w mniejszych ilościach i bardziej z głową. Śniadania na przykład to jajecznica z dwóch jajek + pomidor i kromka chleba. Dziś miałam płatki jaglane z jogurtem naturalnym , ćwiartką banana i połówką jabłka. Powoli uczę się jak i co jeść. Nie przechodzę na wegetarianizm czy weganizm. Przyda mi się odrobina motywacji. Jak same pewnie wiecie o wiele lepiej wytrwać jeśli ma się sprzymierzeńca. Mój mąż uważa, że jest dobrze. Nigdy mi nie powiedział, że powinnam schudnąć czy coś. On jest taki, że nie przejdzie mu to przez gardło. Nie umiem tego określić, ale tak jakby nie chciał mnie zranić.


Co do ćwiczeń to na razie stawiam na długie spacery. Muszę przyzwyczaić moje ciało do aktywności. Wiem jak wyglądam już od dłuższego czasu, wszak lustro w domu mam. I chyba dlatego ograniczyłam do minimum wychodzenie z domu. Nie chciałam czuć na sobie wzroku innych. Nie chciałam spotykać sąsiadek i słyszeć " o chyba Ci się trochę przytyło". Ciężko i przykro się tak żyje. Jako takie wsparcie mam w mężu. Na resztę rodzinki liczyć nie mogę, bo każdy mój krok był zawsze krytykowany. Nie taka szkoła, nie takie ciuchy, nie ta fryzura. Zawsze wszystko było źle.


Uczę się żyć na nowo, bo to nowe życie się zaczyna dla mnie. Chcę być przede wszystkim zdrową i uśmiechniętą mamą dla tego mojego Krabąszcza. Chcę, aby mógł ze mną pójść na basen, plac zabaw i cieszyć się z czasu spędzonego ze mną. Krabąszcz skończył już rok, a dokładnie13 miesięcy. Staje się coraz bardziej aktywny i niebawem nie będę mogła dotrzymać mu kroku.


Wyżaliłam się trochę. Jest mi odrobinę lżej. Znajdzie się tutaj jakieś wsparcie dla mnie?? Na koniec wklejam mały motywator :)




niedziela, 29 maja 2016

Dzień Matki, moje imieniny - ogólnie prezenty



Mój mąż postanowił zrobić mi małą niespodziankę i w ramach prezentu na Dzień Matki i właśnie imienin zabrał mnie i Leosia 27 maja do Leśnej do Zamku Czocha. Zapamiętał skubany, że chciałam tam jechać. Ale trzymał cały wyjazd w tajemnicy do czasu, aż nie znaleźliśmy się w bliskiej odległości i sama zgadłam. Wyjazd udał się świetnie, zwłaszcza, że był jeszcze Piknik Średniowieczny w tym czasie. Zwiedziliśmy zamek, pooglądaliśmy występy. Był wystrzał z bombardy i nawet poznaliśmy przepis na czarny proch  :) Rycerze chcieli nawet walczyć o jakąś dziewicę, ale niestety żadna się nie znalazła. Ale jak to sami rycerze powiedzieli" dziewice to gatunek na wymarciu, lub już wymarły". Był też rejs statkiem. Ogólnie bardzo miło spędziliśmy czas. Zostawiam Wam trochę zdjęć z tegoż wyjazdu. Ja pewnie jeszcze nie raz pojadę.











A jako, że imieniny ma się raz w roku to postanowiłam zrobić sobie mały prezent i wstąpiłam do Natury po kilka kosmetyków. Tym razem skusiłam się na kosmetyki My Secret. Na mojej liście zakupów zagościł wysławiany w blogosferze i nie tylko rozświetlacz My Secret Princess Dream oraz cienie do powiek. Jeden z nich to Double effect nr 407, a reszta to pigmenty Star Dust nr 3, 4, 5, 6. 


Swatche



A od mojego kochanego męża dostałam piękny łańcuszek ze znakiem nieskończoności :)





Teraz powoli już szykuję się do łóżka, bo miałam dziś pracowity dzionek :)

Pozdrawiam






wtorek, 17 maja 2016

Polecam - Pizzeria MeGusta - Kłodzko



W niedzielę odwiedziliśmy Kłodzko. Chcieliśmy trochę pozwiedzać, ale wyruszyliśmy zbyt późno, więc praktycznie odwiedziliśmy jedynie Podziemną Trasę Turystyczną. Na zwiedzenie Twierdzy nie starczyło nam niestety czasu. Ale planujemy niebawem wrócić do Kłodzka i pozwiedzać. Tym razem musimy wyruszyć rano i zaczepimy wtedy również o Park Miniatur. Ale dziś chciałabym Wam polecić miejsce gdzie pysznie zjecie. Jeśli tylko wybieracie się do Kłodzka to ja z czystym sumieniem polecam Pizzerię MeGusta. Pizzeria znajduje się w Kłodzku na ul. Spadzistej 8. Jest to przy parkingu przed wejściem do Podziemnej Trasy Turystycznej. Jedzenie mają przepyszne. Ja wybrałam Rigatoni Gamberetti, które prezentowało się tak


Składnikami tego dania są: makaron rurki, zielona pietruszka, borowiki, krewetki, sos śmietanowo - grzybowy. 

Mąż wybrał Tortellini Quattro


czyli włoskie pierożki z nadzieniem mięsnym z sosem serowymi zapiekane w piecu. 

Nie spodziewałam się takiego dobrego jedzenia. Trochę z duszą na ramieniu wybierałam swoje danie ponieważ miałam już styczność z takimi makaronami. Najczęściej kończyło się na tym, że był to zwykły makaron z odrobiną sosu i postraszony dodatkami. A tutaj zdziwienie. Przepyszne. Makaron idealny, pyszny sos i dużo borowików i krewetek. Nieziemski smak. Mąż też nie narzekał na swoje danie. Ogólnie jeżeli jesteście w okolicy to serdecznie zapraszam. Moje danie kosztowało 20 zł, męża 18 zł. Także jak widzicie ceny nie są wcale wygórowane. Osoby z Kłodzka mogą również zamówić do domu jedzenie, ponieważ pizzeria proponuje nam dowóz jedzenia na terenie Kłodzka. Organizują również imprezy okolicznościowe w lokalu. Pizzeria posiada stronę internetową www.megustapizza.pl  Znajdziecie tam również wszystkie informacje na temat pizzerii. 


Za reklamę lokalu nie otrzymuję żadnych profitów. Robię to z własnej woli. 

Pozdrawiam


 

wtorek, 10 maja 2016

Zakupy z Targów Look i BeautyVISION i odrobinę Rossmanna.



Zgodnie z obietnicą pojawia się dziś post z zakupami. Ostatnio było multum promocji, praktycznie wszystkie drogerie zorganizowały niedawno jakąś. Superpharm, Hebe, Sephora, Rossmann. Ja skusiłam się jedynie na promocje w Rossmannie. Ale tylko w I tygodniu czyli w trakcie promocji na podkłady bazy, rozświetlacze róże itp. 

Rossmann

Poszłam do Rossmanna mając w głowie tylko się rozejrzeć. Powiedziałam sobie, że tylko jak zobaczę jakiś podkład, który chciałam wypróbować to go kupię. No cóż. Trafiłam na praktycznie 3 z tych co chciałam i jeden, który wpadł mi do koszyka w ostatniej chwili za namową jednej znajomej :) 

Ta niższa cenowo półka to


AA Make Up Filler i Wibo Royal Skin. AA chciałam już jakiś czas temu, ale ciągle był wykupiony mój odcień. A ten Wibo to ta "namowa". Pierwszy z podkładów to ocień 103 Light Beige. Świetnie sprawdza się przy cerach dojrzałych i suchych. Kupiłam go z myślą o mojej mamie. Po pierwszym użyciu jestem bardzo na tak. Recenzja pewnie za jakiś czas się pojawi. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. 
Drugi podkład to Wibo Royal Skin nr 2 Ivory. Nie spodziewałam się, że ten tani podkład będzie taki dobry. Kolorek fajny, taki biszkoptowy, ładnie kryje i ma filtr dość wysoki,  bo aż SPF 27. 

Z tej wyższej półki cenowej wybrałam również dwa podkłady.



Revlon Nearly Naked w odcieniu 120 Vanilla i Bourjois Healthy Mix w odcieniu N 52 Vanilla. Pierwszy z nich ma delikatne krycie i super sprawdzi się na lato, kiedy to wybieram dużo lżejsze podkłady lub tez kremy BB, bądź CC. Na ten drugi polowałam od dłuższego czasu na promocjach. Miałam już go kiedyś i dość dobrze go wspominam :)

Na nic więcej się w Rossmannie nie skusiłam. Praktycznie ani II, ani III tura promocji niczym mnie nie zaskoczyła, więc nie złapałam się na haczyk promocji. 


Targi LOOK i BeautyVISION - Poznań 2016

Na Targach pojawiłam się tylko w sobotę. Początkowo był zamysł pojawienia się również w niedzielę, ale jakoś na planach się skończyło. Wolałam pojechać poekspolorać ruiny i pobyć z moimi dwoma mężczyznami. Zwłaszcza, że wszystko co chciałam zakupiłam już w sobotę. A skusiłam się tylko na dwóch stoiskach. Pierwszym z nic był NYX, gdzie otrzymałam nr 13 ( mój szczęśliwy ) i do koszyka powędrowały 3 pomadki NYX  Soft Matte Lip Cream. Były to nr 08 San Paulo, 33 Manila i 22 Morocco.



Odcienie prezentują się tak

San Paulo, Manila, Morocco

Kolory bardzo mi się podobają. Fajne, komfortowe w noszeniu. Na pełną recenzję niestety musicie jeszcze poczekać. 

Drugim przystankiem zakupowym był Kryolan gdzie zaopatrzyłam sie w dwie rzeczy, a mianowicie TV Paint Stick w odcieniu OB1 i puder Anty Shine. 



TV Paint Stick prezentuje się tak





Ciężko mi było uchwycić kolor, więc wrzucam wam zdjęcie z internetu. Kolor zaznaczony czerwonym kółeczkiem




Drugiego z produktów myślę, że nie trzeba przedstawiać, bo chyba każda z nas go zna :)

Tyle moich zakupowych nowości Rossmannowo - Targowych. W zanadrzu mam dla Was jeszcze jedną markę kosmetyczną, którą niebawem Wam obszerniej przedstawię :)

A Wy na co się skusiliście na promocjach w Rossmannie? A może jakieś zakupy poczyniłyście na Targach. Pochwalcie się. Chętnie poczytam i zobaczę na co Wy się skusiliście. 

Pozdrawiam





poniedziałek, 9 maja 2016

Podróże małe i duże




Bardzo lubię podróżować, zwiedzać itp. Jak byłam młodsza to najlepsze wakacje były na plaży leżąc plackiem. Aktualnie nie umiem wysiedzieć w jednym miejscu. Jak mamy z małżem trochę wolnego wsiadamy w samochód jedziemy odkrywać nieznane. Jako, że zrobiło się ciepło na zewnątrz to tylko ograniczały nas fundusze. Młody fajnie znosi wyjazdy, przebywamy dużo na świeżym powietrzu, więc sama przyjemność. Dziś chciałabym Wam pokazać kilka zdjęć z ostatnich wyjazdów. 


Goszcz


Goszcz (niem. Goschütz) – duża wieś (1638-1742 miasto) położona w województwie dolnośląskim, w powiecie oleśnickim, w gminie Twardogóra, na wysokości 150 m n.p.m., około 50 km na północny wschód od Wrocławia i około 40 km na południowy zachód od Ostrowa Wielkopolskiego.


Odwiedziliśmy tutaj pałac von Reichenbachów. Aktualnie jest to już ruina i często można tam spotkać amatorów napoi wyskokowych. Teren niby zagrodzony, ale można się dostać bez problemu, czy to od przody czy tyłów pałacu. Część zespołu dworsko - pałacowego została odbudowana przez miasto, w części mieszkają ludzie. Pałacu niestety nigdy nie odbudowano. Strawił go całkowicie pożar, który wybuchł w Wigilię Bożego Narodzenia 1947 roku. Za zgodą konserwatora zabytków wyburzono przynależną do pałacu Oranżerię. Obiekt z roku na rok niszczeje i nie jest w żaden sposób chroniony. Teren duży, są jeziorka, park, świeże powietrze. Szkoda tylko, że w niektórych miejscach panuje klasyczna graciarnia. Przykro się na to wszystko patrzy. Niestety nie mam zdjęć, nakręciłam tylko kilka ujęć kamerą, więc zamiast zdjęć macie mały filmik 



 
Biskupin


Odwiedziliśmy to miejsce w piątek 6.05. Znajduje się tam Muzeum Archeologiczne. Świeże powietrze, duży teren , ciekawe rzeczy. Wiele się można dowiedzieć aktualnie, ponieważ od maja do października w godzinach otwarcia na każdym miejscu można spotkać ludzi odtwarzających tamte czasy. Można również się wiele dowiedzieć z filmu ( do obejrzenia na terenie Muzeum). My byliśmy krótko przed zamknięciem, więc na spokojnie zobaczyliśmy część terenu, bez tabunu ludzi wokoło. Wrócimy tam jeszcze ponieważ nie byliśmy wszędzie i tym razem wybierzemy się tam rano. 





  
 Zagroda Wisza. Scenografia do filmu "Stara Baśń. Kiedy słońce było Bogiem". Mały model nie chciał opuścić kadru :)





  Osiedle Obronne Ludności Kultury Łużyckiej




  Wioska wczesnopiastowska.

  
Stanowisko Łowców i Zbieraczy Epoki Kamienia 

 




Wczoraj, tj 8.05 odwiedziliśmy Śmiłów


Śmiłów – wieś w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie ostrowskim, w gminie Nowe Skalmierzyce, nad rzeką Prosną, ok. 23 km na wschód od Ostrowa Wlkp., przy drodze wojewódzkiej nr 450 Kalisz-Wieruszów. W zabytkowym parku mieszczą się ruiny pałacu, którego ostatnimi właścicielami byli Anna Graeve i jej mąż Jan Pętkowski.
Miejscowość znana od 1474 roku. Przed rokiem 1987 przynależała administracyjnie do powiatu odolanowskiego, w latach 1975-1998 do województwa kaliskiego, a w latach 1887-1975 i od 1999 do powiatu ostrowskiego.


Naszym celem właśnie był park i ruiny pałacu. Ogólnie o pałacu wiadomo bardzo mało, praktycznie nic. Ciężko go dostrzec, ponieważ teren jest mocno zalesiony, ale trafiliśmy bez problemu. Ja oczywiście nie mogłam sobie odpuścić małej eksploracji ruin i oczywiście piwnic :) Tak, wariatka ze mnie. Mój mąż jak usłyszał, że włażę do piwnicy to pobladł. Ale wiedział, że nie odpuszczę, więc czatował przy wejściu i i tylko non stop pytał czy jeszcze żyję. Na następny wyjazd na pewno muszę się zaopatrzyć w lepsze buty i oświetlenie.


 Pałac z zewnątrz 



 
Znalazłam również gniazdo kosa. Chyba niedługo będą pisklaki :)



I oczywiście piwnica

Tak wyglądało wejście

Widok z wejścia wgłąb piwnic 

 Widok na pierwsze pomieszczenie

Wewnątrz pomieszczenia pierwszego, widok na rozpadlinę.


A sama rozpadlina z góry wygląda tak



 Pomieszczenie drugie

 Obok drugiego pomieszczenia była wybita dziura. Widok z jednej strony wgłąb podziemnego korytarza.

Podziemne korytarze 

 Na wprost widać tę wybitą dziurę, przez którą robiłam zdjęcie ( widok z podziemnego korytarza ).



Magol ekspolorator. Kiepskie zdjęcie ponieważ robione przez rozpadlinę. 


Jako ciekawostkę wkleję jeszcze opis znaleziony na jednym z informatorów, dokładnie tekst pochodzi ze strony http://www.galeriawielkopolska.info/smilow.html


Ruiny dworu pochodzącego  z 2 połowy XVIII wieku; rozbudowany i przebudowany w XIX, częściowo rozebrany w drugiej połowie XX wieku. Murowany z cegły, kamienia i rudy darniowej. Stosunkowo najlepiej zachowane są piwnice, sklepione kolebkowo. Obiekt jest w bardzo złym stanie, od dawna nie posiada już dachu, a najwyższe partie murów zachowały się do wysokości ok. 4 metrów. Znajduje się w parku należącym do Skarbu Państwa na małym wzniesieniu. Ciężko jest dojrzeć tą ciekawą ruinę z powodu rosnących dookoła licznych drzew i krzewów (nawet we wnętrzu rośnie przynajmniej jedno).


Na chwilę obecną koniec z wędrówkami, mąż pojechał na delegację, ja zajmuje się Krabąszczem, w wolnej chwili szyję. Może jutro wrzucę post z moimi ostatnimi zakupami. Rossmann,  gdzie skusiłam się praktycznie tylko w I tygodniu promocji na cokolwiek i małe zakupy z Targów Look i BeautyVISION 2016 z Poznania. 


Pozdrawiam