czwartek, 21 lutego 2013

Haul kosmetyczny + trochę narzekania

Dziś miałam trochę kiepski dzień. Małż w poniedziałek pojechał na delegację i wróci dopiero w połowie marca. Ja od poniedziałku zabiegana na maxa. A dziś wróciłam około 15 do domu i zastałam pobojowisko. Kochany Fufus pokazał co to znaczy bałagan. Powtarzałam sobie w myślach "to tylko szczeniak, to tylko..." i sprzątałam. Gdy ogarnęłam bałagan odkryłam kolejną niespodziankę Fufusa. Otóż posilił się kantem ściany. Ciśnienie mi skoczyła, ale na nowo powtarzam jak mantrę "to tylko szczeniak, to tylko..." tym razem już półgłosem. Myślałam, że na dziś koniec niespodzianek. Chciałam posprawdzać pocztę itd i odkryłam, że internet nie działa. Pomyślałam, no tak, jak zwykle jakaś awaria. Po chwili widzę światełko w modemie się nie świeci. I po nitce do kłębka, a raczek od modemu do ładowarki, odkryłam przegryziony kabel. Prawie krew mnie zalała, już nic sobie nie powtarzałam. Musiałam jechać załatwić ładowarkę. Wściekła i zmarznięta musiałam poprawić sobie jakoś humor. A przecież nic nie poprawia tak humoru jak zakupy. Zwłaszcza zakupy kosmetyczne :)

Na pierwszy ogień poszła Natura, gdzie znalazłam paletkę cieni Catrice z limitowanej edycji Cruise Couture przecenioną z 19,99 na 9,99zł. Nowiutka, niemacana. 



Drugi z kolei był Rossmann, gdzie zakupiłam peeling Alterra Pomarańcza i cukier trzcinowy



oraz lakier Max Factor o nr 43 Odyssey Blue.



Cudowny niebieski kolor z mnóstwem niebieskich iskierek. Może jutro pomaluję pazurki nim, ponieważ dziś mam jeszcze na pazurkach Kobo Amsterdam. Pomalowałam tylko małego pazurka.


Wracając do domu zajrzałam jeszcze na chwilę do chińskiego centrum. Do mojego koszyka wpadły dwa lakiery Editt, niestety beznumerkowe. Jeden to taki stalowy iskierkowy, drugi róż duochrom również iskierkowy - 3 zł sztuka.



 Tak wyglądają na pazurkach

(od lewej - Max Factor, Editt, Editt, Kobo )

Gdy już zmierzałam do kasy mój wzrok powędrował na półkę z perfumami. Co na nich zobaczyłam? Podróbkę Marka Jacobs'a Daisy. Powąchałam - pachnie tak samo. Buteleczka 100 ml z uroczymi kwiatuszkami. Nie mogłam się oprzeć, więc i on wylądował w koszyku. A to wszystko za całe 18 zł. 




Nie spodziewałam się jakiejś mega trwałości, ale szczerze powiem, że jak psiknęłam się około 18, tak do teraz zapach nadal jest na dłoni wyczuwalny. Dla mnie super. Także, jeżeli nie zależy Wam na oryginale to polecam.


Także humor mi się poprawił, już nie pałam rządzą zemsty. Post wyszedł długi, ale musiałam się wygadać.





1 komentarz:

  1. Czyli miałaś przedpołudnie pełne wrażeń :) Ale dzięki temu zrobiłaś bardzo fajne zakupy :) Ciekawe czy z moim pobliskim centrum chińskim są te perfumy, muszę koniecznie zobaczyć, skoro mówisz że pachnie bardzo podobnie do oryginału :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz.